Nałóg grania teoretycznie bywa dość niebezpieczny dla zdrowia, ale jeśli zdajemy sobie z niego sprawę i potrafimy przyznać przed samym sobą, że mamy problem, to możliwe, że nie jest on tak ostry, jak się nam wydaje. Problem tkwi chyba bardziej w czymś podobnym, co odczuwają kobiety na widok ubrań – chcę to MIEĆ w mojej szafie. Nałogowy gracz też uwielbia posiadać (w wersji pudełkowej lub cyfrowej – zależnie od upodobań i komfortu psychicznego). Jest kolekcjonerem, który nie tylko gra, ale i zawsze ma pełno gier, których nie mają inni w jego otoczeniu. Co to oznacza? Wyobraźmy sobie, że chcemy skłonić kobietę do kupna butów. Trzeba ją jakoś przekonać, a nic tak nie działa na jej wyobraźnie niż słowo przecena, albo wielki baner „Wyprzedaż” otoczony wartościami sięgającymi kilkudziesięciu procent. Z graczem jest dokładnie tak samo. Wchodzi na Steama i już na początku widzi, że właściwie za grosze może kupić jakiś pakiet promocyjny, albo tytuł sprzed kilku lat. Trafił na okazję… więc klika „dodaj do koszyka” i pobiera plik na dysk swojego komputera (podobnie jest z dystrybucją tytułów na konsole, choć PlayStation wydaje się kuleć pod tym względem, o ile tylko nie chodzi o ich program PS Plus). Najciekawsze jest jednak to, co potem dzieje się z kolekcją i zakupionymi w okazyjnej cenie produktami-grami…
Nie baw się, bo straci na wartości!
Kolekcjonowanie bardzo często zakłada również podziwianie swojej kolekcji i zachwycanie się nią. W przypadku osób, które zbierają komiksy, figurki, czy inne tego typu produkty „zabawa nimi” wiąże się z utratą wartości, którą skrywa nieotwarte pudełko i nierozpakowany komiks. Mogło by się wydawać, że dystrybucja gier nie ma z tym nic wspólnego, ale… no właśnie. Logika podpowiada, że kupuję się gry, by się nimi bawić. Rzeczywistość jednak szydzi z takich psychologicznych banałów, jasno pokazując, że gracz lubi patrzeć na to, co ma. Nie mogąc oprzeć się możliwości tworzenia sobie stosiku „na później” kupuje on więcej niż jest w stanie w danej chwili ogarnąć. Potem gra w coś innego, przychodzi kolejna promocja i znowu wyprzedaż robi nam wodę z mózgu, a stare okazje zaczynają spadać coraz głębiej i zajmować coraz dalsze miejsca w kolejce.
Nie mam czasu, ale zawsze o niej marzyłem!
Racjonalizowanie kolejnych zakupów gier, w które nigdy się nie zagra, jest najgorszą zmorą fanów wirtualnej rozrywki. Najbardziej podstępne są jednak tytuły, które wyszły kilka lat temu, zrobiły szum na rynku, ale jakoś nie mieliśmy okazji się z nimi zapoznać. Teraz mają atrakcyjną cenę, więc czemu nie… tylko że za dwa tygodnie wychodzą dwa nowe tytuły, które mamy zamiar zakupić, a kilka dni temu już nabyliśmy nową część popularnej serii – nie mówiąc już o tym, że w kolejce i tak czeka kilka innych tytułów. Złotówki płyną więc z naszego konta i gra trafia do poczekalni. Marzenie cyfrowej lub pudełkowej kopii się ziszcza, ale to w wielu przypadkach koniec jego przygody.
Co mnie opętało?
Kiedy gracz zauważa problem zazwyczaj jest już za późno. Pierwszy moment kiedy jednak zaczyna się zastanawiać, czy faktycznie będzie miał czas i okazję w coś zagrać jest niczym wyjście z jaskini nałogu na światło racjonalnego i zdrowego podejścia do tematu. Przez głowę przebiega wtedy myśl „co mnie opętało?”, a odpowiedzi jest kilka:
– impuls (wyczuliśmy nagrodę więc z korzystamy z okazji, gdyż najprawdopodobniej jest ona ograniczona czasowo, a takie okazje zwykle właśnie bazują na presji decyzji i wykluczają dobre zastanowienie się nad zakupem – jak towar, który znajduje się przy kasie w supermarkecie),
– stan umysłu (gry poprawiają nam nastrój, jak buty i torebki kobietom, więc będąc smutni nie powinniśmy podejmować decyzji o zakupie gier, bo możemy tego pożałować),
– moda na dany tytuł (tego raczej nie trzeba tłumaczyć, gdyż tzw. hype dotyczy każdej sfery naszego życia i składnia nas do wielu zbyt szybkich decyzji).
Pamiętajmy jednak, że po wszystkim i tak zostanie nam wstyd – statystyki dowodzą, że blisko 40% gier pobranych w wersji cyfrowej stanowią tytuły „na później”, które nie zostają uruchomione w ciągu pierwszych 12 miesięcy. Czy nie można było poczekać, zamiast wydawać pieniądze na coś, co i tak pokryje się kurzem czasu i prawdopodobnie straci na atrakcyjności?